Józef Stalin głęboko, osobiście nienawidził Polaków, po części z powodu przegranej bolszewików w 1920 r., i było to istotnym czynnikiem w decyzji o zawarciu paktu z hitlerowskimi Niemcami i dokonaniu w 1939 r. rozbioru Polski - mówi PAP brytyjski historyk Antony Beevor. Stalin nienawidził Polaków
Sukces boju o Warszawę, później nazwanego powstaniem, ci, którzy wydali rozkaz w podziemnej Warszawie, i rząd polski w Londynie, który na to zezwolił, uzależniali od czterech głównie czynników: sprawności bojowej oddziałów Armii Krajowej, zrzutów uzbrojenia z Zachodu i wsparcia politycznego ze strony Anglosasów, niezdolności Wehrmachtu do skutecznego i długotrwałego przeciwstawiania się naporowi wojsk radzieckich oraz od sukcesów tych ostatnich. Temu właśnie czynnikowi - i słusznie - przypisywano decydujące znaczenie. W ostatniej dekadzie lipca 1944 r. zakładano bowiem, że front radziecko-niemiecki przetoczy się przez Wisłę i Armia Krajowa zdoła opanować stolicę przed wkroczeniem do niej Armii Czerwonej. Swoisty paradoks polegał jednak na tym, że sukces powstania, politycznie wymierzonego przeciwko stalinowskim zamiarom wasalizacji czy wręcz sowietyzacji Polski, trafnie odczytywanym przez przywódców podziemnego państwa i dowództwo jego wojska, ci sami ludzie wiązali z działaniami Armii Czerwonej, której głównodowodzącym był właśnie Stalin. To właśnie jego wojskowe i polityczne zarazem decyzje miały zapewnić powodzenie wojskowe i polityczne tym, którzy w imię walki o Polskę całą, wolną i niezawisłą przeciwstawiali się zamysłom Kremla. Swoista contradictio in adiecto. Kluczowym czynnikiem ostatecznie określającym stosunek ZSRR do powstania warszawskiego był wynik moskiewskiej wizyty szefa rządu RP, Stanisława Mikołajczyka. Premier nie skapitulował, a Stalin mógł już postawić wyłącznie na twór powstały z jego własnej woli - Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego - jako trzon przyszłego, zależnego od Kremla rządu. Po wyjeździe premiera Mikołajczyka z Moskwy, tj. po 10 sierpnia, powstanie było nieodwołalnie skazane na klęskę. Po powstaniu PKWN brytyjski premier, Winston Churchill, i amerykański prezydent, Franklin Roosevelt, zgodnie poprosili Stalina, by przyjął w Moskwie Mikołajczyka i doprowadził do "jakiejś fuzji" rządu RP i komitetu. Stalin mógł triumfować. Sojusznicy powierzali mu misję rozjemcy, wyrażając nadzieję, iż zdoła on doprowadzić do utworzenia jednego, zjednoczonego ośrodka polskiej władzy państwowej. Czy jednak wierzył w możliwość ugody z Mikołajczykiem? Godząc się na jego wizytę, chciał najpewniej sprawdzić gotowość rozmówcy do ustępstw, które musiałyby się równać kapitulacji premiera polskiego, konstytucyjnego, prozachodniego rządu. Mikołajczyk przybył do Moskwy 30 lipca. Spotkał się z ambasadorem brytyjskim, Archibaldem Clarkiem-Kerrem, wysłuchał jego rad, w szczególności by dążył do zawarcia z PKWN swego rodzaju układu roboczego. W tym czasie Armia Czerwona była już na przedpolach Warszawy, a dowództwo AK spodziewało się jej rychłego wkroczenia do miasta. 31 lipca około godz. 18 zapadła decyzja, by nazajutrz, 1 sierpnia, o godz. 17 oddziały AK rozpoczęły bój o opanowanie stolicy. Co było dalej, wiemy dobrze z licznych polskich opracowań historycznych powstałych na emigracji i w kraju. Natomiast nasza wiedza o planach i działaniach Armii Czerwonej, a nade wszystko o dyrektywach otrzymywanych z Moskwy przez dowódców frontów nadal zawiera wiele luk. Wiadomo, że 12 kwietnia 1944 r. radziecka Kwatera Główna (dalej: Stawka) zdecydowała, że główną operacją lata będzie rozbicie wojsk niemieckich na centralnym, tj. zachodnim, odcinku frontu i wyzwolenie Białorusi. Operacja o kryptonimie "Bagration" rozpoczęła się 23 czerwca i rozwijała się w niebywałym tempie. W połowie lipca Armia Czerwona wyzwoliła Białoruś i południową część Litwy. W następstwie rozmaitych przemyśleń w dniach 27-29 lipca na naradzie u Stalina po dokonaniu oceny wykonanych zadań ustalono kolejne dyrektywy dla frontów operujących na ziemiach polskich. W szczególności 27 lipca wojskom 1. Frontu Ukraińskiego marsz. Iwana Koniewa nakazywano wykonanie działań, które umożliwiłyby mu natarcie w kierunku Częstochowy i Krakowa. Tego samego dnia dowódca 1. Frontu Białoruskiego, marsz. Konstanty Rokossowski, otrzymał dyrektywę, by "po opanowaniu rejonu Brześcia i Siedlec prawym skrzydłem frontu rozwijać natarcie w ogólnym kierunku na Warszawę i nie później niż 5-8 sierpnia opanować Pragę i uchwycić przyczółki na Narwi w rejonie Pułtuska i Serocka. Lewym skrzydłem uchwycić przyczółek na Wiśle w rejonie Dęblina, Zwolenia i Solca. Zdobyte przyczółki wykorzystać dla uderzenia w kierunku północno-zachodnim, aby zwinąć obronę nieprzyjaciela wzdłuż Narwi i Wisły, zabezpieczając tym samym forsowanie Narwi przez lewe skrzydło 2. Frontu Białoruskiego i Wisły przez centralne armie swego frontu. Następnie mieć na uwadze rozwinięcie natarcia w kierunku zachodnim na Toruń i Łódź". Dla najbliższej przyszłości stolicy losy tych dyrektyw Stalina miały bardzo duże znaczenie. W polskiej i rosyjskiej literaturze przedmiotu są one różnie interpretowane. W każdym razie dyrektywa nie została wykonana. Spór o przyczyny trwa, ale według mnie, odpowiedzi na pytanie o stosunek ZSRR do powstania warszawskiego - nie lekceważąc niezwykle istotnych względów natury wojskowej - należy szukać w strategii politycznej Stalina. Nie wolno przy tym zapominać, że 31 lipca pod Radzyminem siły niemieckie rozbiły nacierającą w kierunku Warszawy pancerną czołówkę lewego skrzydła 1. Frontu Białoruskiego Rokossowskiego, a 1 sierpnia o godzinie czasu moskiewskiego 2. Armia Pancerna otrzymała rozkaz przejścia do obrony. Na tym odcinku frontu Niemcom udało się odrzucić wojska radzieckie o kilkadziesiąt kilometrów. Kilkanaście godzin później w Warszawie rozpoczęło się powstanie. 2 sierpnia Londyn informował dowódcę AK, gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego, że "Anglicy uzależniają poważniejszą pomoc dla Was od wyników rozmów moskiewskich". Od siebie dodajmy, że dotyczyło to nie tylko Anglików, lecz także Rosjan, a właściwie ich przede wszystkim. W każdym razie zanim jeszcze doszło do pierwszej rozmowy Mikołajczyka ze Stalinem w Londynie (za Brytyjczykami wkrótce poszli Amerykanie), sformułowany został ścisły związek dwóch spraw - pomocy dla Warszawy i porozumienia polsko-radzieckiego. To, co było oczywiste dla Anglosasów, nie mogło być czymś innym dla Kremla. Wielka Trójka sprawę polską - łącznie z powstaniem warszawskim - traktowała przede wszystkim w kategoriach politycznych. Pierwsza depesza z Warszawy o wybuchu walk dotarła do Londynu prawdopodobnie w nocy z 1 na 2 sierpnia. Nie wiadomo jednak, kiedy została odczytana. Następną Londyn otrzymał 2 sierpnia o godz. ale odczytano ją dopiero o i zaraz przekazano Anglikom. Ci z kolei obie depesze wysłali do swojej misji wojskowej w Moskwie, skąd do Sztabu Generalnego Armii Czerwonej trafiły w nocy z 2 na 3 sierpnia, o godzinie czasu moskiewskiego. W godzinach rannych zapoznał się z nimi szef resortu spraw zagranicznych, Wiaczesław Mołotow, i zapewne najwcześniej, jak tylko mógł, przekazał je Stalinowi. Depesza oznaczona przez misję numerem 2 była krótka, ale bardzo treściwa: "Wobec rozpoczęcia walk o opanowanie Warszawy prosimy o spowodowanie pomocy sowieckiej przez natychmiastowe uderzenie z zewnątrz". Mikołajczyk o rozpoczęciu walk dowiedział się też od Anglików i prawdopodobnie w tym samym czasie co Stalin. Nie wiemy jednak, kiedy i jakie informacje otrzymywała Moskwa od zwiadu 1. Frontu Białoruskiego, wywiadu z Londynu (pozyskiwała stamtąd niezwykle ważne wieści i miała podobno dostęp do korespondencji władz polskich z przywódcami państwa podziemnego oraz KG AK) i ewentualnie z samej Warszawy. W świetle powyższego dopuszczalne jest chyba domniemanie, że Kreml mógł otrzymać informacje o planach powstania powszechnego, niezwykle ważnych meldunkach gen. Komorowskiego z 14 i 21 lipca i o innych kluczowych dokumentach wiążących się z zamierzoną walką o opanowanie stolicy przed wkroczeniem do niej Armii Czerwonej (choć nie o konkretnym terminie wybuchu). Nie mogę też wykluczyć, że wiadomość o rozpoczęciu walk w Warszawie przekazana przez brytyjską misję wojskową nie była jedyną, która 2 lub 3 sierpnia dotarła na Kreml. Gdyby udało się uzyskać dostęp do odpowiednich źródeł, być może łatwiej byłoby o odpowiedź na pytania dotyczące operacji Armii Czerwonej na przedpolach polskiej stolicy. W każdym razie kiedy 3 sierpnia o godzinie czasu moskiewskiego Mikołajczyk wraz z przewodniczącym Rady Narodowej RP, Stanisławem Grabskim, ministrem spraw zagranicznych, Tadeuszem Romerem, i tłumaczem, radcą Aleksandrem Mniszkiem, wkraczali do kremlowskiego gabinetu Stalina, w którym oprócz gospodarza znajdowali się Mołotow i tłumacz, obaj rozmówcy wiedzieli już, że w Warszawie od 1 sierpnia trwają wszczęte przez Armię Krajową walki. Dysponujemy dziś polskimi i rosyjskimi zapisami tych rozmów. Nadal nie znamy jednak radzieckich notatek ze spotkań Stalina z przedstawicielami Związku Patriotów Polskich i PKWN z Wandą Wasilewską i Bolesławem Bierutem na czele (odbyły się 5 i 7 sierpnia). Stalin, powołując się na prośby Churchilla, na pierwszy plan wysunął kwestię porozumienia między rządem polskim a komitetem. Nie wchodząc w szczegóły, chciałbym jedynie zwrócić uwagę na kluczową, moim zdaniem, deklarację Stalina: "Jeśli rząd polski w Londynie ma zamiar i uważa za celowe porozumieć się z Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego i stworzyć jeden rząd polski, to rząd radziecki gotów jest w tym pomóc. Jeśli jednak rząd polski nie chciałby tego, wówczas rząd radziecki będzie zmuszony współpracować z PKWN. Takie jest stanowisko rządu radzieckiego, które on, Stalin, prosi wziąć pod uwagę". Mogło to oznaczać i zapewne oznaczało, że pozytywne ustosunkowanie się Kremla do wszystkich innych wysuniętych ewentualnie przez stronę polską postulatów czy próśb zależeć będzie od stanowiska Mikołajczyka w tej najważniejszej dla Stalina, a także dla jego anglosaskich partnerów sprawie. Szef rządu radzieckiego musiał oczywiście zakładać, że polski premier zwróci się do niego o pomoc dla walczącej Warszawy, co nastąpiło. Ale podczas wszystkich tych spotkań pomoc dla powstania nie stanowiła jakiegoś istotniejszego wątku. Rozmawiano przede wszystkim o możliwości i warunkach powołania ewentualnego jednego rządu oraz jego składzie, o konstytucji i o granicach. Mikołajczyk przedstawił swoją formułę 4+1 (tzn. cztery partie wchodzące w skład jego rządu oraz Polska Partia Robotnicza) oraz proporcje składu politycznego (6:1) i bronił ich. Bierut oferował mu urząd premiera i trzy teki ministerialne, przy 14 dla PKWN. W pierwszym przypadku byłaby to "fuzja", o której myślał i pisał Churchill, w drugim rząd całkowicie zdominowany przez komunistów, legitymizowany obecnością Mikołajczyka i zależny od Moskwy, tj. taki, jaki chciał mieć Stalin. Sądzę, że tylko taka kapitulacja polityczna Polaków, której od Mikołajczyka domagali się Stalin z Bierutem i która prawdopodobnie - po jakichś modyfikacjach - byłaby do przyjęcia przez Anglosasów, mogłaby zmienić stosunek Kremla do powstania warszawskiego. Ale to tylko domysł, spekulacja. Latem 1944 r. rozstrzygał się ostatecznie dylemat, czy Polska pozostanie częścią zdominowanego przez Anglosasów Zachodu, czy też stanie się częścią radzieckiego Wschodu. Przegrana Niemiec była już przesądzona i dlatego dla ogromnej większości polityków polskich była to wówczas najważniejsza sprawa. Churchill i Roosevelt szukali wciąż kompromisu, choć nie mieli już złudzeń, co zaś się tyczy Stalina, podzielam pogląd niemieckiego historyka Klausa Zernacka, że kwestia polska była "najwyraźniej kluczowym punktem polityki zachodniej" Kremla. Chciał ją rozwiązać i rozwiązywał wedle własnego scenariusza. Patrząc z tej perspektywy na powstanie warszawskie, uważam, że losy sprawy polskiej nie zależały od takiego czy innego finału zrywu zbrojnego warszawian, lecz od roli, jaką odegrają w pokonaniu Niemiec siły zbrojne aliantów zachodnich i Związku Radzieckiego, oraz od tego, jaki obszar Europy będzie przez nie zdobyty czy wyzwolony. Z tego punktu widzenia powstanie warszawskie nie mogło odegrać żadnej roli. Pozostawało jedynie dramatyczną, z tragicznym finałem, manifestacją woli walki o Polskę całą i niezawisłą, a zarazem obroną idei karty atlantyckiej Roosevelta i Churchilla z sierpnia 1941 r., czyli wartości przyjętych następnie przez wszystkie Narody Zjednoczone. Oba te wymiary czynu i losów polskiej stolicy winny wyznaczać miejsce powstania na kartach historii powszechnej okresu II wojny światowej. Powszechnie wiadomo, że stosunek Stalina do powstania był politycznie zdecydowanie wrogi. Nie mogę jednak w tych rozważaniach nie poruszyć kwestii stale powracającej w publikacjach poświęconych powstaniu: czy Armia Czerwona latem 1944 r. mogła i chciała dokonać operacji zdobycia Warszawy, czy też nie? W dawniejszej, tj. radzieckiej, ale i w najnowszej rosyjskiej literaturze przedmiotu panował i nadal panuje pogląd, że chciała i podejmowała w tym kierunku poważne wysiłki, jednak nie była w stanie zakończyć ich powodzeniem. I choć bliska prawdy może być hipoteza, że Armia Czerwona - biorąc pod uwagę jej potencjał - była w stanie pokusić się wówczas o zdobycie polskiej stolicy, ale Stalin jej nie pozwolił (niestety, nie wiemy, kiedy dokładnie i w jakiej formie zakaz taki został wydany), pozostaje ona jednak hipotezą. Również ja od dawna tak uważam. Wróćmy do rozmowy 3 sierpnia. Z ust polskiego premiera padły wówczas ważne słowa, że w Warszawie polska podziemna armia rozpoczęła otwartą walkę z Niemcami i on, Mikołajczyk, chciałby jak najwcześniej tam się znaleźć i stworzyć rząd wedle owej formuły 4+1. Sądzę, że jednego możemy być niemal pewni - perspektywa powołania takiego rządu w warunkach politycznych stworzonych przez zwycięskie powstanie pozostawała w całkowitej sprzeczności ze strategią polityczną Kremla. W związku z tym rodzi się zasadne pytanie: czy, jak twierdzi jeden z autorów rosyjskich, cytowane wyżej oświadczenie Mikołajczyka "nie przesądziło o losach powstania"? Być może, choć pamiętajmy i o tym, że 5 sierpnia Stalin zlecił Gieorgijowi Żukowowi i Rokossowskiemu zadanie przedstawienia poglądu na temat możliwości zajęcia Warszawy. 8 sierpnia marszałkowie przedłożyli raport, który można określić jako szkic do ewentualnej operacji warszawskiej. Był już przedmiotem analiz polskich historyków, więc tu tylko przypomnijmy, że chodziło o użycie wielkiej liczby wojska i sprzętu, a same działania miałyby się rozpocząć nie wcześniej niż 25 sierpnia. Jak wiadomo, do tak szkicowanego natarcia nie doszło, o czym oczywiście zdecydował Stalin, choć dotąd nie wiemy, kiedy dokładnie i w jakiej formie to nastąpiło. Niewątpliwie jednak nastąpiło, być może tuż po pierwszym spotkaniu z Mikołajczykiem lub zaraz po drugim, tj. 9-10, ewentualnie na przełomie pierwszej i drugiej dekady sierpnia. Powzięta decyzja - poza omówionymi już przyczynami natury politycznej - mogła też mieć związek z walkami Armii Czerwonej na terytorium Rumunii. Jeszcze 27 marca Armia Czerwona przekroczyła Prut, ale po kilku tygodniach natarcie utknęło i Stawka wydała na początku maja rozkaz przejścia do obrony, co wiązało się w oczywisty sposób z rozpoczęciem przygotowań do operacji "Bagration". Nowe dyrektywy dowodzący wojskami 2. i 3. Frontu Ukraińskiego otrzymali dopiero 2 sierpnia. Nakazywały przeprowadzenie operacji jasso-kiszyniowskiej. Użyto w niej 1,25 mln żołnierzy i trwała od 20 do 29 sierpnia. W połączeniu z przewrotem (zwanym puczem) pałacowym w Bukareszcie przyniosła błyskotliwy sukces Armii Czerwonej, zerwanie sojuszu Rumunii z Trzecią Rzeszą i skierowanie przeciwko niej 400-tysięcznej armii rumuńskiej. Sukces wojskowy i polityczny operacji otwierał też drogę do opanowania Bałkanów. Niczego takiego nie obiecywała ewentualna operacja warszawska. Przeciwnie, zapowiadała wielkie kłopoty polityczne. Z punktu widzenia strategii Stalina priorytet kierunku rumuńskiego, przy prawdopodobnym fiasku rozmów z Mikołajczykiem, stawał się oczywisty. Jeśli rzeczywiście Stalin już 3 lub 4 sierpnia powziął zamiar "odgrodzenia się od warszawskiej awantury", jak to ujął 16 sierpnia w depeszy do Churchilla, to w jakim celu zażądał od obu marszałków opinii czy wręcz szkicu planu operacji warszawskiej? Czy tylko po to, żeby wyrobić sobie własny pogląd na temat jej kosztów ludzkich i materiałowych i zestawić je z hipotetycznymi zyskami politycznymi całego przedsięwzięcia? Nie mam na to źródłowych odpowiedzi, ale nie mogę też całkowicie wykluczyć prawdopodobieństwa innego domniemania. Skoro Stalin wszystko uzależniał od zgody Mikołajczyka na kremlowski wariant "fuzji" rządu i PKWN, musiał zdawać sobie doskonale sprawę, że z chwilą uzgodnienia takiego porozumienia natychmiast pojawiłby się problem podjęcia przez Armię Czerwoną zdecydowanych działań ofensywnych, które doprowadziłyby do wyzwolenia Warszawy. Z drugiej jednakże strony sądzę, że nie wierzył w możliwość zawarcia porozumienia z Mikołajczykiem na zasadach wyłożonych przez Bieruta. Wszystko to otwiera pole dla rozmaitych interpretacji, ale żadnej nie da się wyprowadzić z wiarygodnych źródeł, bo tych na razie brak. Eugeniusz Duraczyński
Zatrzymać czołgi! Czyli zbrodnia warszawska. Dodano: 1 sierpnia 2020, 13:00. Józef Stalin w 1949 r. Źródło: Wikimedia Commons / Bundesarchiv. Stalin kazał zatrzymać wojska, które szły na Warszawę. Powstańcy byli dla niego wrogami, więc z zadowoleniem przyglądał się agonii stolicy.

"Idziemy" nr 32/2010 Zbrodnia warszawska, czyli jak Stalin pozwolił wykrwawić się Warszawie z Mikołajem Iwanowem, rosyjskim historykiem mieszkającym w Polsce, autorem „Powstania warszawskiego widzianego z Moskwy” rozmawia Marek Krukowski Dlaczego Rosjanin napisał książkę o powstaniu warszawskim? W Rosji powstanie warszawskie jest właściwie nieznane. Jeżeli tragedia katyńska po tym, co się stało pod Smoleńskiem, przebiła się do szerszych kręgów społeczeństwa rosyjskiego, to o powstaniu nie wie prawie nikt. Moja książka jest więc próbą przerwania milczenia ze strony Rosjan na ten temat. Cały świat jest winien Polakom prawdę o powstaniu. I Brytyjczycy, i Amerykanie, i – przede wszystkim – Rosjanie. Pan pisze o powstaniu jako o „drugim Katyniu”. Dlaczego? W czasie powstania w pewien sposób odżył pakt Ribbentrop-Mołotow. Armia Czerwona, nie pomagając powstańcom, pozwalając na zniszczenie Warszawy i zabicie ponad 200 tysięcy osób, współpracowała z Hitlerem. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Stalin po prostu postanowił zniszczyć niemieckimi rękami elitę intelektualną narodu polskiego, zniszczyć tych, którzy stali na przeszkodzie jego planom skomunizowania Polski. Dlatego określa Pan postawę Stalina wobec sierpniowego zrywu mianem „zbrodni wojennej”? Dowództwo Armii Czerwonej, a pamiętajmy, że Stalin był jej wodzem naczelnym, miało dwa plany zajęcia Warszawy: jeszcze w sierpniu oraz we wrześniu 1944 roku. To, że Stalin z nich zrezygnował, nie udzielając tym samym pomocy walczącej Warszawie, było wykalkulowaną decyzją polityczną, nie mającą żadnego uzasadnienia z wojskowego punktu widzenia. Co więcej, Stalin wstrzymał ofensywę wbrew logice wojennej. Decyzja ta pogorszyła położenie strategiczne Armii Czerwonej. Przedłużyła o kilka miesięcy II wojnę światową, a przez to spowodowała dużo większe straty wśród wojska i ludności cywilnej. To, że Sowieci czekali, aż Warszawa się wykrwawi, nie jest tezą nową. Problem, podobnie jak w sprawie katyńskiej, polega na niezbitym udowodnieniu tego na podstawie radzieckich dokumentów. Czy to się Panu udało? Kiedy w 1943 roku Niemcy ujawnili zbrodnię katyńską, Stalin zrozumiał, że popełnił ogromny błąd. Polegał on według niego, oczywiście, nie na samym wydaniu rozkazu o likwidacji polskich jeńców, tylko na tym, że nie została ona przeprowadzona w głębi ZSRR. Stalin wcześniej nie przypuszczał, że wojna z Niemcami przyniesie początkowo tak wielkie klęski Armii Czerwonej, że hitlerowcy dojdą pod Leningrad, Moskwę, Stalingrad czy do Kaukazu. Dlatego swoją zbrodnię na Warszawie postanowił ukryć o wiele głębiej… Czyli takich jednoznacznych dokumentów, jak w sprawie katyńskiej, nie ma? Nie udało mi się znaleźć dokumentów zawierających wyraźny rozkaz wstrzymania ofensywy na Warszawę. Dotarłem natomiast do innych rozkazów, wydawanych na szczeblu pułku, dywizji czy nawet armii, z których wynika, że taka decyzja musiała zapaść. Jestem przekonany, że wcześniej czy później jednoznaczny dowód się znajdzie, bo dokumenty nie giną. Może nie będzie to rozkaz Stalina, ale na przykład protokoły posiedzeń Biura Politycznego partii bolszewickiej czy najwyższego dowództwa Armii Czerwonej, podczas których dyskutowano kwestię powstania warszawskiego, a Stalin formułował swoje stanowisko. Mógłby Pan podać przykład takiego pośredniego dowodu? Takich świadectw jest wiele. Jednym z najbardziej wymownych jest zbiór dokumentów 16. Armii Lotniczej operującej w rejonie Warszawy. Jej dowódca wydał zakaz lotów nad miastem, a więc także i zakaz wspierania walczących powstańców. Obowiązywał on do 10 września. Do tego czasu startujące z Okęcia czy Bielan sztukasy mogły bezkarnie bombardować miasto. Czy w Rosji uzyskał Pan dostęp do wszystkich archiwów i dokumentów, do których chciał Pan dotrzeć? Niestety, mimo starań, to mi się nie udało. Pod tym względem od czasów sowieckich niewiele się zmieniło. Owszem, był okres otwarcia za prezydentury Jelcyna, ale teraz wiele dokumentów wówczas udostępnianych, a nawet opublikowanych, znów jest niedostępnych. Niemniej uważam, że w rezultacie tragedii smoleńskiej to się zmieni. Powoli archiwa będą otwierane. Stosuje Pan jeszcze inne „katyńskie” odniesienia. Pisze Pan o „kłamstwie warszawskim”. Było ono złożone i funkcjonowało na kilku poziomach. Na początku Stalin ignorował powstanie i zaprzeczał, że ono wybuchło. Był przekonany, że w związku z przytłaczającą przewagą niemiecką zostanie ono w parę dni stłumione. Kiedy zaś pod wpływem nalegań sojuszników zdecydował się udzielić Warszawie pomocy, a uczynił to półtora miesiąca po wybuchu powstania, zrobił to w tak ograniczony sposób, by miasta nie zdobyć. Jak należy zatem interpretować pomoc, której Stalin udzielał walczącej Warszawie? Stalin chciał po prostu przedłużyć agonię powstania. Żołnierze Berlinga zostali wysłani na drugą stronę rzeki praktycznie na akcję samobójczą. Kiedy oni ginęli, Armia Czerwona stała obok i przypatrywała się zagładzie miasta. Stalin prowadził wojnę totalną, nie liczył się z życiem żołnierzy. O marszałku Żukowie ci ostatni mówili „generał-śmierć”. Gdyby było trzeba, rzuciłby wszystkie swoje siły nawet do ataku czołowego na Warszawę. Dlatego nieprawdziwy jest pojawiający się argument, że skuteczna pomoc powstaniu była niemożliwa ze względu na ogromne potencjalne straty. Pozostańmy jeszcze przy kłamstwie. Stalin ukuł tezę, że Armia Czerwona nie mogła zdobyć Warszawy i przyjść z pomocą powstaniu. Powtarzali ją potem historycy sowieccy i rosyjscy, a za tymi pierwszymi polscy historycy – funkcjonariusze frontu ideologicznego. Jest to całkowitą nieprawdą. O planach zdobycia miasta już wspomniałem. Wszystkie dokumenty, jakie znalazłem i przytoczyłem w książce dowodzą, że Armia Czerwona miała niczym nieograniczone możliwości, by pomóc powstaniu. Jej przewaga była miażdżąca. Niemcy mieli zdezorganizowane linie obrony. Nie obsadzili na przykład całej linii Wisły poniżej Warszawy. Ich położenie było, ogólnie rzecz biorąc, beznadziejne. Kłamstwem jest także twierdzenie, iż Armia Czerwona miała nazbyt rozciągnięte linie komunikacyjne i problemy z dostawami amunicji czy paliwa. Zbadałem dokumenty Wydziału Zaopatrzenia I Frontu Białoruskiego, który szedł na Warszawę. Wynika z nich niezbicie, że o brakach w zaopatrzeniu nie mogło być mowy. Na dodatek Rosjanie bardzo szybko odbudowywali linie kolejowe, które w zajętej przez nich części Polski nie były aż tak bardzo zniszczone. Krótko mówiąc: wojskowe możliwości udzielenia pomocy powstaniu istniały, nie było tylko woli politycznej. Inna teza głosi, że kontratak niemiecki na przedpolach Warszawy uniemożliwił zajęcie Pragi na przełomie lipca i sierpnia. To także jest pogląd fałszywy. W wyniku ograniczonego niemieckiego kontrnatarcia sowiecka 2. Armia Pancerna wcale nie utraciła swoich możliwości zaczepnych. Przemawia za tym bardzo dużo argumentów. Zaś sama teza o sukcesie niemieckiej kontrofensywy była pierwotnie wymysłem propagandy III Rzeszy, z którego Stalin skwapliwie skorzystał. Czy zgadza się Pan z tezą Wiktora Suworowa, że atak niemiecki na ZSRR wyprzedził sowieckie uderzenie na III Rzeszę? Według mnie Stalin szykował się do wojny z III Rzeszą. Przyjmował, że jest ona nieunikniona. Z tym, że początkowo wierzył w trwałość paktu Ribbentrop-Mołotow. Uważał też, że Niemcy nie zdobędą się na wojnę na dwa fronty, że muszą najpierw zwyciężyć na Zachodzie. Sądził, że wojna z Francją będzie wieloletnią wojną pozycyjną; taką, jaką była podczas I wojny światowej. Po klęsce Francji zrewidował swoje stanowisko, ale wciąż wierzył, że jeszcze ma czas. Dlatego informacje o przygotowaniach wojennych, a znał nawet dokładną datę ataku Niemiec na ZSRR, uważał za prowokacje. Czy powstanie warszawskie wymusiło na Stalinie zmianę planów wobec Polski? Nie ulega dla mnie wątpliwości, że powstanie przekonało Stalina do wprowadzenia w Polsce o wiele bardziej łagodniejszego niż sowiecki systemu komunistycznego. Podziela Pan pogląd, że tragedia smoleńska otworzy nowy rozdział w stosunkach między Rosjanami i Polakami. Czy Pana książka ma się do tego przyczynić? Chciałbym. Zobaczymy, jaka będzie reakcja na nią w Rosji. Mam też nadzieje, że w przyszłym roku ukaże się ona na rynku rosyjskim. Myślę, że krew przelana pod Smoleńskiem nie pójdzie na marne. Choć polakożercy są głośni, to większość Rosjan nie jest antypolska i lubi Polaków. Trudno znaleźć w elitach intelektualnych kogoś, kto nie miałby polskiej krwi, bądź nie miał styczności z Polską i jej kulturą. Zresztą, moja babcia była Polką. Z kolei niechęć do Rosjan nie jest cechą większości Polaków. Stąd widzę na tym polu ogromne obiektywne możliwości. Czy mówi Pan to na podstawie swoich osobistych doświadczeń? Kiedy przyjechałem do Polski ponad 30 lat temu, byłem w Polakach zakochany. Polska była dla mnie jak oddech świeżego powietrza. Tuż po przyjeździe codziennie chodziłem do kina, co wywoływało protesty mojej polskiej żony. To było zachłyśnięcie się wolnością. Ale potem bywało różnie. Miewałem trudności, musiałem wysłuchiwać, że „ten ruski” to to, czy tamto. Teraz na wszystko patrzę normalnie. Mam nadzieję, że kiedyś napiszę o tym książkę. Mam nawet dla niej tytuł: „Polska moja miłość”, ale ze znakiem zapytania. Stalin postanowił zniszczyć niemieckimi rękami tych, którzy stali na przeszkodzie jego planom skomunizowania Polski Powstanie przekonało Stalina do wprowadzenia w Polsce o wiele bardziej łagodniejszego niż sowiecki systemu komunistycznego. opr. aś/aś

Początek akcji. 26 października 1938 roku Niemcy rozpoczęli ”Polenaktion”. Jej istotą było zatrzymanie polskich Żydów i przepędzenie ich przez polską ”zieloną granicę”. W

17 września 1939 r. był dla Polski niezaprzeczalną katastrofą. Pokusa, by snuć alternatywne wizje, w których stroimy skronie w laury zwycięstwa, jest tym bardziej kusząca. 81 lat po tamtych wydarzeniach widzimy nie tylko bezpośrednie, ale i dalekosiężne konsekwencje ówczesnych wyborów. Pakt Ribbentrop – Mołotow z 23 sierpnia 1939 r. uważany jest w Polsce za akt zdradziecki. Równocześnie pojawiają się głosy, że może lepiej było pójść ramię w ramię z Hitlerem na Rosję. Ludzie piszą nawet książki na ten temat. Pisać wolno, ale lepiej przed pisaniem pomyśleć. Polacy nie przyjęli styczniowej (1939) propozycji Niemiec i nie stworzyli wspólnego sojuszu przeciwko Związkowi Sowieckiemu. Dlaczego? Przecież liczne fakty przemawiały za podjęciem takiej decyzji. Nasi sojusznicy byli słabi i ulegli wobec Adolfa Hitlera, czego dowiedli w Monachium, zgadzając się na aneksję Sudetów. Polska nie miała żadnych realnych szans w wojnie z Niemcami. Wreszcie Niemcy, jak sądziło wielu mądrych ludzi, byli mniej groźni dla Polski niż Sowieci. Wiele wskazywało na to, że dla uratowania państwa polskiego należało zawrzeć sojusz z diabłem, sojusz przeciwko teoretycznie jeszcze gorszemu potworowi. A jednak ówcześni polscy politycy odrzucili propozycję przymierza, o jakim obecnie z zapałem piszą niektórzy historycy. Otóż nikt w Europie (poza szczególnym przypadkiem Austrii) nie chciał być sojusznikiem Hitlera. Nawet Benito Mussolini się wahał. Równocześnie jednak nikomu nie chciało się przeczytać „Mein Kampf” Adolfa Hitlera. Gdyby przeczytano, dowiedziano by się, że Hitler tak naprawdę nienawidził przede wszystkim bolszewików i to walka z nimi była jego celem. Żydzi, owszem, ale jako bolszewicy; jako przedmiot odrębnego ataku pojawią się później. Na podstawie nikłej wiedzy o poglądach Hitlera pakt z 23 sierpnia uznano w Europie za dziwaczny, ale nikomu niezagrażający. I to pomimo tego, że natychmiast wiedziano też o tajnej klauzuli, czyli o rozbiorze Polski. Ostatnia dowiedziała się sama Polska. Dlaczego sam Józef Stalin podpisał ten sojusz? Może dlatego, że – jak niemal wszyscy w Europie – nie traktował Hitlera poważnie. Bo, dziwne to i zagadkowe – wierzył Hitlerowi. Ponieważ był osamotniony w Rosji i bez sojuszników w Europie. Państwa europejskie nie były zainteresowane losem Związku Sowieckiego, a wielu politykom idea zniszczenia Sowietów wydawała się nawet sympatyczna. To sprawiło, że we wszystkich negocjacjach z Hitlerem nie brano ewentualnej roli Związku Sowieckiego pod uwagę. Zmusiły ich do tego dopiero wypadki roku 1942. Wszyscy chcieli spokoju, kompletnie nie doceniali Hitlera i nie wierzyli Sowietom. Losem Polski nikt się nie przejmował. Wielka Brytania była daleko od Hitlera i wierzyła – do momentu nadejścia władzy Winstona Churchilla – w jego dobre intencje wobec świata anglosaskiego. Wierzyła słusznie, bo Hitler nie zamierzał atakować Anglii. Francja zaś polegała na potędze swojej armii oraz sojuszach. Zwolennicy idei, że Polska wygra z Niemcami militarnie lub stawi dostateczny opór tak, by sojusznicy zdążyli z odwetem, nie byli szaleńcami. Francja i Wielka Brytania przecież natychmiast zgodnie z zobowiązaniami wypowiedziały wojnę. Niestety, do maja 1940 r., kiedy to doszedł do władzy Churchill i zmienił nastawienie Anglików, miało upłynąć jeszcze wiele miesięcy. Francuzi zaś, owszem, mieli znakomitą armię. Jednak żołnierze ci nie chcieli i nie umieli walczyć, co się w drastycznym stopniu ujawniło w czasie ataku Niemiec na Francję. Wielu oficerów po prostu porzucało broń i wracało do domu. Powody tego zachowania wymagają osobnych wyjaśnień. Wiemy, że tych cynicznych „realistów”, którzy woleli wygrać razem z Niemcami niż z Rosją, było stosunkowo wielu, ale nie oni ostatecznie podejmowali decyzję. Kiedy potem, w trakcie okupacji, niektórzy spośród nich próbowali indywidualnie zawrzeć pokój z Niemcami, nigdy im się to nie udało. Niemcy nie byli już zainteresowani. Inny, ale równie marny był los zwolenników sojuszu z Sowietami. Jak wiemy, Stalin ich potem wykorzystał i uczynił narzędziem w istocie wrogim polskiemu społeczeństwu i polskiej państwowości. Ostatecznie Polacy podjęli walkę, którą dziś oceniamy jako beznadziejną, ponieważ podobnie jak Churchill wierzyli w wartości europejskie. Wiara ta była w okresie międzywojennym wpajana przez Józefa Piłsudskiego, a przedtem przez pokolenia, które przekazywały sobie przesłanie romantyczne: „Za wolność waszą i naszą”, przesłanie zaczerpnięte z tradycji wartości europejskich. Zgoda na stanięcie po stronie Niemiec na pewno była sprzeczna z myśleniem w kategoriach tych wartości. To tradycja romantyczna była naprawdę realistyczna, w tym rozumieniu, że jedynym, o co warto było walczyć, były wartości najwyższe. Czy ten wysoki ton podjęli wszyscy w Polsce? Na pewno nie. Jednak ta tradycja wygrała i – mimo wszystkich zastrzeżeń – to ona doprowadziła do Powstania Warszawskiego 1944 roku. Polska zawsze stała tylko tradycją romantyczną, jeżeli ktokolwiek to kwestionuje w imię pragmatyzmu czy innych ewentualnych wariantów historii, to znaczy, że nie jest zwolennikiem Polski europejskiej. Z perspektywy kilku pokoleń okazało się, że decyzja odmowy akceptacji sojuszu z Niemcami i potem rozbiór 17 września były dla Polaków szczęśliwe. Polska w tej wojnie była jedynym kontynentalnym państwem, które nie kolaborowało lub nie udawało neutralności. Są oczywiście głosy, że na szlachetności nie zyskaliśmy zbyt wiele. Pytanie, czy na cynizmie wygralibyśmy więcej? Tamta decyzja ustawiła Polskę po stronie tych, którzy kształtują wartości europejskie, po stronie racjonalności, a przeciw histerii i szaleństwu. Czy o to idzie, kto wygra na kilka lat, czy też o to, kto będzie ze swoją historią mógł się czuć dobrze? Polska jest jedynym krajem, który może – z drobnymi w istocie zastrzeżeniami – to powiedzieć. Dlatego warto wspominać i upamiętniać, jednak nie wolno przy tej okazji wybierać, według własnego zdania, bieżącego interesu, doraźnego kaprysu. Historia to nie jest worek, z którego można dowolnie wyjmować to lub owo. Sposób upamiętniania, jaki stosuje obecna władza i ewentualne konsekwencje tego zabiegu, są nie tylko nieuczciwe, lecz także niemądre – delikatnie mówiąc – gdyż przeszłość jest domeną faktów, a nie interpretacji, czy też odpowiedzi na pytania o przyczyny. Żaden poważny historyk nie odpowie na pytanie „dlaczego?”. Przyczyny wszystkiego, także 17 września, są zawsze wielorakie. Naszym zadaniem jest je odkrywać, ale nigdy nie sprowadzać do jednej prostej, banalnej i głupiej odpowiedzi. 16 października 1933 Niemcy występują z Ligii Narodów, organizacji, która od 1920 r. stała na straży ładu międzynarodowego. 26 stycznia 1934 W Berlinie Polska podpisuje z Niemcami pakt o nieagresji. 5 maja 1934 Polska i ZSRR przedłużają, obowiązujący od 1932 roku, pakt o nieagresji o kolejne 13 lat. 28-29 stycznia 1935 Ignacy Mościcki i Hermann Göring spotykają się w Białowieży, prowadząc rozmowy o ewentualnym przystąpieniu Polski do paktu antykominternowskiego. 2 maja 1935 Francja i ZSRR podpisują pakt o nieagresji. 12 maja 1935 Umiera Józef Piłsudski. 7 marca 1936 Wojska niemieckie zajmują zdemilitaryzowany obszar Nadrenii, co Francja pozostawia bez reakcji, mimo deklaracji gotowości wsparcia ze strony Polski. 25 listopada 1936 Pakt antykominternowski podpisują III Rzesza i Japonia. 6 listopada 1937 Zjednoczone Królestwo Włoch przyłącza się do paktu antykominternowskiego. 12 marca 1938 200 tysięcy żołnierzy niemieckich wkracza na teren Austrii, dokonując aneksji. 29-30 września 1938 Włochy, Anglia i Francja na konferencji w Monachium godzą się na rozbiór Czechosłowacji. 2 października 1938 Polskie wojsko, uprzedzając oddziały niemieckie, przekracza Olzę, zajmując Zaolzie i ziemię czadecką. 6 stycznia 1939 Joachim von Ribbentrop żąda przyłączenia Gdańska do Rzeszy i utworzenia korytarza do Prus w zamian za uznanie granic RP. 15 marca 1939 Rzesza Niemiecka zajmuje Czechosłowację i tworzy zależny od siebie Protektorat Czech i Moraw. 23 marca 1939 Niemcy przyłączają Kłajpedę, Polska mobilizuje wojska wokół tzw. korytarza pomorskiego. 31 marca 1939 Wielka Brytania deklaruje poparcie polskiej niepodległości. 6 kwietnia 1939 Premier Wielkiej Brytanii Neville Chamberlain i Józef Beck sporządzają protokół o dwustronnej pomocy. 28 kwietnia 1939 Niemcy wypowiadają Polsce pakt o nieagresji. 5 maja 1939 w Sejmie przemawia Józef Beck, odrzucając żądania Niemiec. 23 sierpnia 1939 Joachim von Ribbentrop i Wiaczesław Mołotow zawierają pakt o nieagresji z tajnym protokołem mówiącym o rozbiorze Polski. 25 sierpnia 1939 Edward Raczyński, ambasador Polski w Wielkiej Brytanii, i lord Edward Halifax podpisują traktat zobowiązujący obie strony do udzielenia pomocy wobec agresji. 30 sierpnia 1939 Powszechna mobilizacja. 1 września 1939 Wybuch II wojny światowej. 4 września 1939 Francja pod naciskiem Anglii ratyfikuje konwencję o wzajemnej pomocy z Polską, uzgodnioną w aneksie z 19 maja 1939 r. do konwencji wojskowej z 1921. 6 września 1939 Rząd opuszcza Warszawę. 17 września 1939 Na ziemie polskie wkraczają wojska ZSRR, a rząd polski przekracza granicę z Rumunią. Polaków. Było to największe miejskie skupisko Polaków w ZSRS. W latach 1937–1938 wymordowanych zostało prawie 12 tys. z nich. Odsetek zabitych był więc tam znacznie wyższy niż w całej populacji polskiej zamieszkującej Sowiety (20 proc.). W Moskwie mieszkało 20 tys. Polaków i tu też wymordowano ich powyżej średniej. Jest styczeń 1962 roku. Rządzącą Polską ekipę Władysława Gomułki odwiedza Wielki Brat z Moskwy – I sekretarz radzieckiej partii komunistycznej Nikita Chruszczow, następca Stalina. Notable i ich świta bawią się i polują w Białowieży. Bawią się na całego, i to tak niefrasobliwie, że idzie z dymem zabytkowy białowieski Domek Myśliwski, pamietający jeszcze czasy carskie. Lecz nie tylko o zabawę w tym spotkaniu chodzi. W drodze na polowanie polscy towarzysze zasypują Chruszczowa pytaniami o destalinizację. Dopytują go o poprzednika, którego "błędy i wypaczenia" odważył się ujawnić. W końcu Chruszczow nie wytrzymuje: "Co wy tak się uparliście na tego Stalina? Przecież to był Polak." Stalin – czyli Józef Wissarionowicz Dżugaszwili – Polakiem? To brzmi jak kiepski dowcip. Ale świadkiem wspomnianych rozmów był milicyjny generał Franciszek Szlachcic, człowiek ministra Mieczysława Moczara . Relacjonując to w 1988 roku dziennikarzowi "Wprost" Markowi Zieleniewskiemu, wciąż nie krył emocji. "To było dość niesamowite. Opowiedziałem o tej rozmowie Moczarowi – nie uwierzył, napomknąłem [premierowi] Cyrankiewiczowi. »Jeszcze nam tego brakowało« – skomentował. Nie dawało mi to jednak spokoju i będąc w Moskwie zacytowałem słowa Chruszczowa pewnemu staremu czekiście. »To nie żart« – zaśmiał się. I opowiedział, jak to znany badacz Azji polskiego pochodzenia, hrabia Przewalski, poznał ubogą Gruzinkę. Ta prosta dziewczyna urodziła dorodnego chłopaka. Była jednak zbyt niskiego stanu, aby liczyć na dozgonne więzy z hrabią, więc szybko znaleziono dla niej męża. Był nim biedny szewc-pijaczyna. Nazywać się miał Dżugaszwili". Potem Szlachcic otworzył przed dziennikarzem encyklopedię, a następnie porównał zdjęcia Przewalskiego i Stalina. Zwrócił szczególną uwagę na spojrzenie, o którym radziecki tygodnik "Ogoniok" napisał: "Pamięć tego wzroku do dzisiaj przejmuje niektórych dreszczem"… Fiksacja pierwszego sekretarza Szlachcic przyznał we wspomnieniach "Gorzki smak władzy", że próbował jeszcze wyciągnąć coś od Chruszczowa, lecz ten nie podjął tematu ojca Stalina. Jednak "wydawało się, że wie coś o tym". Chruszczow długo już nie porządził. W 1964 roku stracił władzę. Do tematu Stalina i Polski wrócił w swoich "Fragmentach wspomnień". Jakby nie słyszał o stalinowskich zbrodniach na Polakach, podkreślał "propolską" politykę poprzednika: "Stalin sprzyjał polskiemu kierownictwu i robił wszystko, żeby Związek Radziecki Polsce dopomógł, czasem nawet z krzywdą dla Związku Radzieckiego. Mam na myśli okropny głód na Ukrainie w latach 1946-47 na skutek klęski nieurodzaju. Ukraina oddała wszystko, co mogła oddać, ale planu jednak nie wykonała. Kołchozy i kołchoźnicy mieli dosłownie puste stodoły, tam był głód, zdarzały się wypadki ludożerstwa i to nie jeden ani dwa. A w tym czasie zebrane z Ukrainy zboże wysyłano do Polski". Chruszczow pisał o tym jako znawca – w końcu był za Stalina szefem komunistycznej partii na Ukrainie. Jak jednak zaznaczał, o wysyłce zboża decydował wąski krąg osób, Ukraińcy nie byli tego świadomi. Polacy zaś i tak utyskiwali na nowe porządki – Chruszczow od polskiej orędowniczki komunizmu Wandy Wasilewskiej usłyszał, że warszawiacy jedzą biały chleb, a i tak "wymyślają na rząd radziecki, że mało daje białego chleba, a zamiast białego przysyła czarny". Polacy narzekali zatem na czarną mąkę, nie wiedząc, że "Ukraińcy, których zboże idzie do Polski, puchną z głodu". Polska prosiła o mąkę, to Stalin dawał, a gdzie indziej panował głód. "Tak wyglądała sytuacja na Ukrainie i w Mołdawii. Czy podobnie było w innych republikach, nie mogę powiedzieć, ale u nas w każdym razie wprowadzono surowy system kartkowy i dlatego jeśli już nie było głodu, to i tłustego życia także nie mieliśmy, tj. ludzie przymierali głodem, a mimo to Stalin wydzielał ziarno i wysyłał do Polski. I to na pewno" – opisywał Chruszczow. Nawet pokusił się o diagnozę, skąd była ta "dobroć" Stalina. – "Ja uważałem, że tak robi, bo chce uzyskać od narodu polskiego rozgrzeszenie, jak to robią ludzie wierzący, za tamto porozumienie z Hitlerem, z którego wynikł rozbiór Polski. A właściwie w jakimś stopniu i nasz udział na początku wojny." Stalin? Rozgrzeszenie? A co z powstaniem warszawskim, któremu dał tragicznie się wykrwawić, stojąc bezczynnie nad Wisłą? Chruszczow nie przypomina sobie, żeby była w tym jakaś złośliwość Stalina, tylko uwarunkowania frontowe i polityczne. "Podeszliśmy pod Kijów, a także zatrzymaliśmy się przed Dnieprem" – powołał się na analogię i dodał już bardziej szczerze: "Nie leżało to w naszym interesie, by popierać generała, który zarządził powstanie. Dlatego, że później wystąpiłby przeciw nam, gdybyśmy go nie uznali, a my byśmy pewnie go nie uznali. A powstanie to inspirował znaczy się Churchill za pośrednictwem Mikołajczyka. Chciał nas postawić, no że tak powiem, przed faktem dokonanym, że my byśmy krew przelewali, przyszli do Warszawy, Niemców przepędzili, a w Warszawie już zasiada rząd polski, już siedzi Mikołajczyk, że tak powiem. No, a usuwać utworzony już rząd, to wywołać pewne komplikacje miedzy sojusznikami, czy nawet tarcia, a to oczywiście nie było pożądane". Można się zastanawiać, czy atakując Stalina i narzekając na sytych Polaków, Chruszczow nie próbował przerzucić win za "wypaczenia" komunizmu na element jak najbardziej "obcy" od rosyjskiego. Bo przecież Stalin nie był jedynym nie-Rosjaninem w komunistycznej wierchuszce. I nie chodzi wcale o Żydów czy Łotyszy, a właśnie o Polaków. O twórcy sowieckiej bezpieki Feliksie Dzierżyńskim słyszeli wszyscy, a nie był jedyny. Historyk, wykładowca i pisarz Jan Ciechanowicz wydał swego czasu zbiór "Polonobolszewia. Siedmiu mędrców sowieckich, czyli jak polska szlachta komunizowała Rosję". Wskazywał w niej, że to właśnie Polacy tworzyli "mózg" komunistycznego systemu. W streszczeniu swej książki wymieniał: "Twórcą teorii i praktyki prawnej komunizmu, prokuratorem generalnym ZSRR przez 35 lat, autorem teoretycznych dzieł utwierdzających krwawy terror był polski szlachcic herbu Trzywdar Andrzej Wyszyński (miał wspólnego z kardynałem Stefanem pradziada). Czołową bojowniczką o »równouprawnienie« kobiet, utalentowaną dyplomatką i uwodzicielką sowieckiego wywiadu była polska arystokratka herbu Ostoja Aleksandra Kołłątaj (z domu Domontowicz). Drugim po Feliksie Dzierżyńskim (herbu Sulima) szefem sowieckiej bezpieki był hrabia Czesław Mężyński herbu Kościesza (narady ścisłego kierownictwa Czerezwyczajki aż do roku 1933 włącznie, odbywały się w języku polskim, a wśród oficerów NKWD rozstrzeliwujących oficerów WP w Katyniu, Miednoje i in. było bardzo wielu Polaków). Głównym teoretykiem szeregu książek z zakresu teorii budownictwa komunistycznego był profesor Stanisław Strumiłło (herbu Dąbrowa), a najwybitniejszym sowieckim dyplomatą i wieloletnim ministrem spraw zagranicznych ZSRR był Andrzej Gromyko herbu Abdank". Fotoportret Mikołaja Przewalskiego Wróćmy jednak do Stalina. W 1946 roku, gdy wedle słów Chruszczowa Józef Wissarionowicz wielce "pomagał" Polsce, Towarzystwo Geograficzne ZSRR zaczęło przyznawać złoty medal imienia Mikołaja Przewalskiego. Tyle tych zbiegów okoliczności, może warto sprawdzić, czy podróżnik podczas swych wędrówek po Azji rzeczywiście mógł zahaczyć o Gruzję i tam dorobić się potomka? I czy ewentualne pokrewieństwo Stalina i Przewalskiego można naukowo udowodnić bądź odrzucić? A poza tym, czy w ogóle możemy traktować Przewalskiego jako Polaka? Najpierw jednak sprawdźmy, czy poza Chruszczowem ktoś jeszcze podważał fakt, że to Wissarion "Beso" Dżugaszwili był ojcem Stalina. Wszyscy ojcowie Józef Wissarionowicz Dżugaszwili urodził się 6 grudnia 1878 roku w Gori w Gruzji. Z jakiegoś powodu podawał jednak zmyśloną datę 21 grudnia 1879 roku. Pewnie zrobił to, chcąc uniknąć poboru do wojska. A może próbował ukryć swoje "nieprawe" pochodzenie? Od dzieciństwa nasłuchał się plotek, że "Beso" wcale nie jest jego ojcem, a matka Jekaterina "Keke" Geładze mało ma ze świętej. "Złe języki" miały używanie i potem, bo ktoś pomagał Dżugaszwilim finansować naukę Józefa w seminarium duchownym. Przecież nie mogli sobie na to pozwolić pozwolić uboga służąca i szewc pijanica! W Gori najczęściej mówiło się, że to bogaty kupiec Jakow Egnataszwili lub podróżnik Mikołaj Przewalski finansowali edukację Józefa. Już wcześniej, ze względu na niski wzrost i ociężały krok nazywano chłopaka "konikiem Przewalskiego". Lecz w gronie domniemanych kochanków "Keke" i potencjalnych ojców Stalina znaleźli się także: przyszły car Aleksander III (!), pop Christofor Czarkwiani i oficer policji Damian Dawriczewy. Sporo ważnych osób jak na prostą służącą, nawet jeśli w owych czasach w Gruzji posiadanie kochanki było na porządku dziennym… Biograf Jurij Boriew w "Prywatnym życiu Stalina" wskazywał jak takie plotki były dewastujące dla "Beso", męża Jekateriny: "Trójkąt małżeński jest nie do zaakceptowania przez ludzi Wschodu – poczucie hańby wygnało Dżugaszwilego z domu. Stalin wychowywał się i dorastał w atmosferze powszechnej pogardy, okazywanej poczętemu w grzechu, nieślubnemu dziecku. Być może to właśnie stało się źródłem jego kompleksu niższości, który przerodził się później w pragnienie władzy i przemocy nad innymi. Opowiadają, że w latach trzydziestych, kiedy Stalin był w Tbilisi (Tyflisie), zapytany, jak czuje się jego matka, odpowiedział: »Nie obchodzi mnie, jak żyje ta stara k...«. Natomiast dwaj bracia Egnataszwili cieszyli się szacunkiem i życzliwością Stalina. Otworzył im drogę do kariery, wprowadzając w skład Rady Najwyższej Gruzji. Po XX Zjeździe (1956) pojawił się we Francji emigrant, który podawał się za brata Stalina i syna księcia Egnataszwili. Twierdził, iż wcześniej nie mógł przyznać się do tego pokrewieństwa z obawy o swoje życie". Dodajmy, że takie samo imię jak stary Egnataszwili – Jakow – otrzymał jeden z synów Stalina. Notabene, trafił do niewoli podczas walk z Niemcami na Białorusi, w lipcu 1941 roku. Dyktator niewiele zrobił by go uwolnić – Jakow Dżugaszwili zginął w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen. Ale Stalin i tak nie wydawał się gorszy od "Beso" kilkadziesiąt lat wcześniej. Rodzina patologiczna "Beso" tylko pił i wyzywał dziecko "Keke" od bękartów. Raz w gniewie rzucił chłopcem tak mocno o podłogę, że mały przez kilka dni sikał krwią. Nie zapewnił mu utrzymania – to "Keke" musiała zadbać o syna, najmując się do fizycznej pracy w domach bogaczy. Nic dziwnego, że Józef o "Beso", niepiśmiennym szewcu-pijaku, który ostatecznie zginął podczas pijackiej bójki, dużo nie wspominał. Skoro jednak matka tyle dla niego poświęciła, dlaczego Stalin wyzywał ją przy znajomych? Dlaczego po rewolucji październikowej tylko dwa razy odwiedził "Keke", a ona nigdy nie pojechała do niego do Moskwy? Na pogrzebie matki w 1937 roku Stalin nawet się nie pojawił. Słynny reżyser z Tbilisi, Siergiej Paradżanow, zapewniał, że dyktator nawet nigdy nie odwiedził grobu matki! Przysłał za to na pogrzeb wieniec z napisami po gruzińsku i rosyjsku: »Mojej drogiej i ukochanej matce syn Josif Dżugaszwili (Stalin)«. Przetrwały też króciutkie listy, które do niej pisał (wrażliwy człowiek – kiedyś brał się nawet za wiersze!). Po dojściu bolszewików do władzy wprowadził zaś matkę do pałacu byłego carskiego namiestnika. Kiedy był na szczycie, "Keke" zapytała go ponoć, kim teraz jest. Nie rozumiała, gdy odpowiedział, że sekretarzem komitetu centralnego partii. "Jestem kimś w rodzaju cara". Matka stwierdziła wówczas, że razy, które zebrał od niej w dzieciństwie, nie poszły na marne: "Wyszedłeś na ludzi". Na pożegnanie powiedziała jednak: "Mimo wszystko szkoda, że nie zostałeś popem". Dziwne, jak wielu znaczących psychologicznych tropów można doszukać się w tej krótkiej anegdocie. Stalin porównuje się do cara, a plotka mówiła, że mógł być synem Aleksandra III. Rozmawia o przemocy w domu, a kupca Egnataszwilego znano z walk na pięści. Matka żałuje, że syn nie został popem – a kolejnym domniemanym jej kochankiem był duchowny Czarkwiani. Ostatecznie Stalin stał się dyktatorem, władającym policyjnym państwem – a właśnie policjantem był Dawriczewy, kolejny kandydat na jego ojca. Oczywiście naciągamy tu sens wymiany zdań miedzy matką a synem. Dowiedliśmy jednak ponad wszelką wątpliwość, że stosunki Stalina z "Keke" były skomplikowane, pełne podtekstów. Od "Beso" całkiem się dystansował. Pewnie dorastając marzył nawet, żeby to nie on był jego prawdziwym ojcem. Ba, może ani Józef, ani nawet matka nie mieli co do tego pewności? Już będąc u steru władzy Stalin sugerował, że spłodził go Egnataszwili. Innym razem powiedział jednak na przyjęciu, że jego ojcem był pop. A Przewalski? Jego potraktował Stalin w sposób szczególny… (...). Ciąg dalszy historii w książce "Bardzo polska historia wszystkiego" autorstwa Adama Węgłowskiego, która ukazuje się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont. Foto: Znak Horyzont Scenariusz obchodów 70. urodzin generalissimusa, wyznaczonych na 21 grudnia 1949 r., omawiano na czterech posiedzeniach Biura Politycznego i Sekretariatu Biura Organizacyjnego, z kolei zadania

Czy ludzie, którzy w lesie pod Wodzisławiem Śląskim obchodzili urodziny Adolfa Hitlera, chcieliby z Polaków zrobić niewolników? Adolf Hitler obiecywał Niemcom przestrzeń do życia na wschodzie Europy. Przestrzeń do życia, która miała być zbudowana naszym kosztem. Polaków, tak jak wszystkich Słowian, wódz III Rzeszy traktował jako podludzi. W jego planach większość Polaków miała być eksterminowana, a ci którzy przeżyją, mieli być niewolnikami Niemców. Żaden zwolennik Hitlera nie odżegnywał się od tych jego planów. Dlaczego więc wśród Polaków znalazły się osoby, które obchodziły jego urodziny? Czy ludzie, którzy w lesie pod Wodzisławem zorganizowali imprezę sławiącą twórcę nazizmu chcieli realizacji jego postulatów? Czy chcieli masowej eksterminacji narodu polskiego? Czy chcieli nas pozbawić intelektualnej elity? Czy chcieli nas zamienić w swoich niewolników? Czy chcieli na terenach Rzeczypospolitej utworzyć miejsce do życia dla Niemców? Może przynajmniej chcieli oddać Gdańsk Niemcom? Jednym z filarów Narodowej Demokracji były wrogość wobec niemieckiego nacjonalizmu, pragnącego ekspansji Niemiec we wschodniej Europie. Dlaczego więc osoby, które odwołują się do ideałów Romana Dmowskiego, nie zwalczają wystarczająco wszelkich pojawiających się w Polsce odwołań do ideologii wyrosłych na niemieckim nacjonalizmie i ambicjach niemieckiej ekspansji na wschód? Czy nienawiść do nazizmu i antysłowiańskiego rasizmu nie powinna być jednym ze znaków rozpoznawczych polskich narodowców? Co pragną osiągnąć polscy zwolennicy Hitlera? Czy tak naprawdę chcieliby być Niemcami, nie Polakami? Bo ci „oryginalni” naziści byli Niemcami, odwołującymi się do niemieckiego nacjonalizmu, gardzącymi Polakami. Polak, wyrosły w tradycji katolickiej, słowiańskiej, którego przodkowie przez wieki walczyli z uciskiem, nie mógłby się odwoływać do rasistowskich i totalitarnych ideałów NSDAP. Prawdziwy polski patriota powinien więc zwalczać nazizm na równi z komunizmem, a nie ubierać się w mundury SS. « ‹ 1 › » oceń artykuł

Kolejny etap, czyli lata 2000–14, to już okres budowania autorytaryzmu w Rosji. Nowy prezydent Władimir Putin zaczął od podporządkowywania sobie oligarchów, którym zagwarantował bezpieczeństwo biznesów w zamian za rezygnację z politycznych ambicji. Utworzył partię władzy Jedną Rosję przypominającą KPZR i pozbawił regiony
Pod koniec lat 20. Stalin zaplanował przyspieszenie rewolucji. Pierwsza pięciolatka miała zlikwidować bogate chłopstwo, a resztę zrzeszyć w kołchozach. Postanowiono także znacznie zwiększyć wydajność przemysłu. Robotników należało więc zmusić do pracy ponad normę, nie biorąc jednak pod uwagę faktu, że wykonywali oni ją na starych, pamiętających jeszcze carską epokę, maszynach. Przemęczeni, głodni ludzie i wyeksploatowane urządzenia – to z pewnością groziło wieloma wypadkami. A te z kolei mogły skutkować niepokojami car miał jednak „genialną” wymówkę i jeszcze bardziej błyskotliwy pomysł, jak zaradzić tym problemom: „przyczyną przyszłych nieszczęść będą (…) sabotażyści. Fachowcy i specjaliści, wykształceni jeszcze za cara. Oczywiście nienawidzą dyktatury proletariatu. I szkodzą”. Stalin trafnie postawił na ślepą nienawiść ciemnych mas do ludzi wykształconych i inteligentnych. Znalazł też ujście w tej nienawiści: w ulubionym słowie tłumu „bij”.Inżynierowie twoim wrogiem!Czekiści pod wodzą funkcjonariusza służb specjalnych ZSRR najwyższego szczebla, Gienricha Jagody, z ochotą wzięli się więc za realizację stalinowskiego pomysłu. Masowe aresztowania dotknęły profesorów, ekonomistów, specjalistów w dziedzinach nauki i techniki. Państwowa propaganda informowała społeczeństwo, że w kraju działa potężna, podziemna, „przemysłowa” organizacja terrorystyczna licząca 200 tysięcy członków. I gotowa jest do przejęcia władzy!Efektem tego „polowania na czarownice” był szereg pokazowych procesów. Niektóre z nich zostały starannie wyreżyserowane przez samego Stalina. A jak zareagował prosty lud? Oczywiście oburzeniem, domagając się na wiecach rozstrzelania podłych trzeba chyba dodawać, że skutki tego posunięcia były opłakane dla sowieckiej gospodarki. W fabrykach i kopalniach zabrakło doświadczonych specjalistów. Ponieważ zarządzanie placówkami przejęli ludzie niewykształceni, dochodziło do przestojów w produkcji. Stalin jednak i na to znalazł antidotum – rozkazał dowozić kadrę kierowniczą do zakładów z więzień – a na nocleg odstawiać ich tam z powrotem!Towarzysz Stalin ruguje nieprzyzwoite scenySeks w państwie radzieckim nie istniał, przynajmniej teoretycznie. Zgodnie z oficjalną linią partii prawdziwy bolszewik musiał mieć czyste, niczym nieskalane myśli. To jednak nie przeszkadzało licznym szychom z otoczenia Stalina oddawać się z upodobaniem cielesnym uciechom, niekiedy dość perwersyjnym. Sam dyktator oprócz dwóch żon miał liczne kochanki. Wśród jego wybranek znalazła się i gosposia, z którą ponoć łączył go intymny związek do końca potrzeb propagandowych Stalin był jednak skromnym, pruderyjnym komunistą. Nawet widok nagich kolan jego córki Swietłany, czy jej zbyt wyzywające spojrzenie na fotografiach, przyprawiały go o wściekłość. Wódz w tych sprawach ingerował również w kino, które uważał za „najważniejszą ze wszystkich sztuk” (rzecz jasna ze względu na bycie głównym narzędziem w utrwalaniu jego posągowego wizerunku). Pewnego razu sowieckiego dyktatora tak zbulwersował „zbyt namiętny” pocałunek w pierwszej scenie uroczej komedii muzycznej „Wołga, Wołga”, że rozkazał ją wyciąć. Jego urzędnicy, chcąc przypodobać się wodzowi, poszli jeszcze dalej i zakazali jakichkolwiek pocałunków we wszystkich radzieckich filmach!Podobnie było z drugą częścią ekranizacji o Iwanie Groźnym pt. „Spisek bojarów” w reżyserii Siergieja Eisensteina z 1948 roku. Stalin, który mocno identyfikował się z carem, czuł się zniesmaczony sceną pocałunku Iwana. Podobnie, jak w przypadku poprzedniej kinowej produkcji, uznał ją za zbyt długą i polecił wyciąć. Sam film wzbudził jednak takie kontrowersje w partyjnych kręgach, że odłożono go na półkę i pokazano oficjalnie dopiero w 1958 dyktatora nie ograniczała się tylko do kina. Kiedy podczas opery „Eugeniusz Oniegin” jedna z jej głównych bohaterek, Tatiana, pojawiła się na scenie ubrana tylko w koszulę nocną, wódz miał wykrzyknąć: „Jak kobieta może pokazywać się mężczyźnie w takim stroju?” Nietrudno się domyślić, że w następnych przedstawieniach reżyser zmuszony był ubrać kobietę w nieco bardziej purytański pasja dyktatoraJednym z hobby Stalina było pielęgnowanie ogrodu. Spędzał w ten sposób praktycznie każdą wolną chwilę. Do pracy na grządkach zmuszał również swoich partyjnych towarzyszy. Dyktator uważał się wręcz za eksperta w tej dziedzinie. Obok swoich licznych dacz, czyli małych domków letniskowych, polecił zbudować szklarnie, w których sadził… cytrusy. Uwielbiał też róże. Jako zdeklarowany wyznawca „łysenkizmu” uważał, że każda roślina zdolna jest przystosować się do nowych, nawet ekstremalnych warunków. Jak stwierdził Simon Ings w swojej najnowszej książce „Stalin i naukowcy”:W 1946 roku z wyjątkową pasją skupił się na cytrynach, zlecając ich sadzenie nie tylko na wybrzeżach Gruzji, gdzie radziły sobie całkiem nieźle, ale także w takich miejscach jak Krym, gdzie błyskawicznie wyniszczyły je zimowe wcale to jednak nie zniechęciło, wprost przeciwnie. W 1949 roku radzieckie gazety doniosły, że uczeni znaleźli sposób, aby zamienić piaszczystą pustynię Kara-kum w kwitnącą plantację bawełny. Podobne próby czyniono już dwadzieścia lat wcześniej, kiedy zbudowano sieć kanałów irygacyjnych doprowadzających do pustyni wodę z wielkich rzek: Amu–darii i Syr–darii. Całe przedsięwzięcie zakończyło się fiaskiem, ponieważ woda, zanim dotarła do plantacji, wyparowywała bądź wsiąkała w piaszczystą glebę. Zaczęło też wysychać Jezioro Aralskie, które dziś wygląda jak ciekawe, pogląd, że rośliny można zmusić do życia w nowych dla nich warunkach, próbowano przetestować w praktyce również w stalinowskiej Polsce. W Instytucie Hodowli i Aklimatyzacji Roślin w Puławach pojawiły się poletka ryżowe. Nasze pegeery również przygotowywały się do podjęcia upraw ryżu na dużą skalę. Niestety, eksperyment był kosztowny, zbiory marne, a na fali odwilży po 1956 roku w ogóle zrezygnowano z tych doświadczeń. I w ten sposób straciliśmy niepowtarzalną okazję, by stać się światową potęgą w produkcji ryżu. Pierwszy kowboj Hollywood na celowniku towarzysza StalinaWiadomo już, że Józef Stalin był wielkim wielbicielem kina. Jego zamiłowanie miało ponadto dość sprecyzowane granice. Uwielbiał on oglądać zwłaszcza filmy historyczne i klasyczne amerykańskie westerny. Był jednak pewien aktor, którego dyktator rzekomo serdecznie nienawidził. A był nim sam John Wayne: znany, zaangażowany politycznie prawicowiec, popierającym antykomunistyczne działania senatora Josepha McCarthy’ Chruszczow twierdził, że Stalin rozkazał zlikwidować ówczesną ikonę Hollywood. Sowieckie służby w 1951 roku miały nawet wynająć w tym celu dwóch płatnych zabójców. Pewnego dnia pojawili się oni w biurze Johna Wayne’a, podając się za agentów FBI. Nie przewidzieli jednak, że ich zamiary zostały rozszyfrowane przez prawdziwych funkcjonariuszy amerykańskiego kontrwywiadu. Szybko zostali więc aresztowani. Obaj mieli potem poprosić o azyl w Stanach wierzyć Chruszczowowi, takich prób zgładzenia Wayne’a było co najmniej kilka. Czekiści zaprzestali polowania na niego dopiero po śmierci Stalina. Wtedy to władzę w Związku Radzieckim przejął właśnie Nikita Chruszczow i anulował wyrok śmierci, wydany na aktora przez czerwonego wódz odkrywa prawdę odkrytąPrzywódca Związku Radzieckiego był bardzo oczytany i posiadał ogromną bibliotekę. Znał się więc na wszystkim. W sprawach związanych na przykład z higieną „odgadnął”, w których miejscach w Moskwie należy postawić publiczne toalety. Znał również skład mydła najlepszego do użytku przez klasę robotniczą. Wiedział również, ile narzędzi będzie potrzebnych do obsługi czołgu T-34. Ba, umiał nawet rozwikłać tak zawiły problem, jak określenie parametrów łopatek sprężarki turbinowej silnika lotniczego AM-35! Mało? Stalin był ponoć również „wybitnym” lingwistą. Boris Bażanow, jeden z jego sekretarzy twierdził, że Wódz:jest niedokształcony i nie jest w stanie powiedzieć nic rozsądnego i rzeczowego na temat dyskutowanych problemów. (…) Jego przemówienia zawierają mało treści. Mówi z trudem, dobiera słowa wodząc oczami po suficie. Żadnych prac nie pisze; to co uchodzi za jego dzieła, to wystąpienia i przemówienia, wygłaszane przy rożnych okazjach – później sekretarze tworzą ze stenogramów coś w rodzaju te wszystkie ułomności nie przeszkodziły w pojawieniu się w 1950 roku drukiem jego pracy zatytułowanej „Marksizm a zagadnienia językoznawstwa”.Dla jasności, „największy językoznawca świata” – jak wtedy określali go współcześni mu pochlebcy – znał tylko dwa języki: ojczysty gruziński i rosyjski, w którym mówił z wyraźnym gruzińskim akcentem. W związku z publikacją lingwistycznych wynurzeń Wodza, przez ZSRR przewaliło się wówczas istne szaleństwo. Jego tezy okrzyknięto historycznymi, pojawiło się na ich temat mnóstwo prac naukowych, odbyto wiele sesji, również w naszym kraju. Tymczasem, cytując profesora Leszka Kołakowskiego, Stalin po prostu odkrył, że:francuscy kapitaliści mówią po francusku, a francuscy robotnicy także po francusku, nie zaś w innym języku, oraz że Rosjanie przed 1917 rokiem mówili po rosyjsku, a po 1917 roku także po rosyjsku, nie zaś w innej Stalina był rzeczywiście błyskotliwy intelektualista, nieprawdaż? Bibliografia:Boriew Jurij, Prywatne życie Stalina, Oficyna Literacka Rój, Warszawa Rodney, Krwawi mordercy, maniacy szaleni i nienawistni – Od starożytności do czasów współczesnych, Bellona, Warszawa Simon, Stalin i naukowcy, Agora, Warszawa 2017 Kenez Peter, Odkłamana historia Związku Radzieckiego, Bellona, Warszawa Piotr, Łysenkizm w botanice polskiej, „Kwartalnik Historii Nauki i Techniki”, tom 53/2 Leszek, Główne nurty marksizmu tom 3, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa Evan, Czas Stalina, Bellona, Warszawa Sebag Simon, Stalin. Dwór czerwonego cara, Wydawnictwo MAGNUM, Warszawa Edward, Stalin, Wydawnictwo MAGNUM, Warszawa Józef, Marksizm a zagadnienia językoznawstwa, Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski), Warszawa Tadeusz, Stalin i filmowcy, plik pdf. dostęp 4 listopada Kaliński - specjalista od II wojny światowej i działań sił specjalnych, a także jeden z najpoczytniejszych w polskim internecie autorów z tej dziedziny. Od 2014 roku stały publicysta "Ciekawostek W 2017 roku opublikował bestsellerową "Czerwoną zarazę", a w sierpniu 2018 roku na księgarskie półki trafił "Bilans krzywd". Współautor "Polskich triumfów" i "Polskich bogów wojny".Zobacz także: Najpiękniejsza kobieta EuropyOceń jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze mial ukonczone studia duchowne na jego charakterem został by archimandryta w przyjęciem święceń udał się na urlop gdzie wśród kolejarzy wpadł w zle rewolwerowcem w napadach na konwoje pieniężne dla potrzeb parti bolszewickiej’Rozpoczal życie łajdaka i takim tez czystości seksualnej rewolucjonistów bzdury. Obecność inżynierów w łagrach tłumaczy Sołżenicyn. Wśród publiczności tego tekstu wyczuwa się zapach pościeli wilgotnej od łez po ubeckich przywilejach i ujadanie neobolszewików, dla których komunizm to ładne meble i wielka płyta "rozdawana" młodym małżeństwom. Jagoda wcale nie wykazywał entuzjazmu i dlatego zapłacił najwyższą cenę. Ślepego wykonawcę swoich szalonych i zbrodniczych pomysłów znalazł Stalin w łotewskim bękarcie-Jeżowie. Czyz by inteligecja z POKOmanow, opierajac sie na madrosciach-klamstwach i technice samego Jozefa ten sam(tylko im znany sPOsob)chciala KODowym sposobem przejac wladze w Polsce?jako jego wyznawcy PO wsze czasy?Stali Bił Tylko Tych co TRZEBA - Polskich sie powtarza. Kiedyś wszystkiemu wini byli kapitaliści i obszarnicy a teraz wszystkiemu winni są "komuniści". Buahhahaha! To napiszcie o Roosvelcie i Churchilu! Bo ten "niewykształciuch" jechał z nimi jak z dziećmi! Autor tych wypocin za panowania "Soso" pisał by peany na jego cześć, jak nijaka Szymborska! Aha, szczególnie jest śmieszny zarzut, że znał tylko dwa języki! eeee to nie o krasnalu?? to nie czytamZachód stworzył komunę w Rosji by mieć rynki interes zrobili Żydzi ponieważ komuną w Rosji sterowani Żydzi. Więc po II-giej Wojnie Światowej to ta społeczność najbardziej się bogaciła, ponieważ USA też rządzili Żydzi i ich bankierzy i przedsiębiorcy grali znacznymi kartami wiedząc w co inwestować. Ale teraz o tym się nie mówi, ponieważ to jest niepoprawnie że po śmierci Stalina Gorbaczow nie został przywódcą ZSRR. Zupełnie inaczej by to się potoczyło. Tylko, że Gorbaczow w 1953 r. miał 22 lata i niestety był za młody na takie wysokie stanowisko. Szkoda. Naprawdę szkoda. A my mamy "Jarozbawa" który też wszystko wie i na wszystkim się zna. Jego genialne pomysły o przekopie, centralnym lotnisku, milionach elektrycznych aut, trzech milionach mieszkań i wiele, wiele innych, motywuje naród do pracy i będzie pamiętanych przez wiele następnych pokoleń. Widocznie naród rosyjski zasłużył sobie na takiego przywódcę. Jaki naród , taki nie dyktator stali nie byloby polski , winni dojscia Stalina do wladzy siedza i dumaja kto zaivestowal grube miliony w obalenie cara i rewolucje to jest pierwszy faktor....
Hiszpańskie media o zbrodni w Katyniu: Stalin zamordował 25 tysięcy Polaków. Hiszpański dziennik “El Espanol” przypominając dziś o 80. rocznicy zbrodni katyńskiej pisze, że była to
Nie brakuje opinii, wedle których Józef Stalin stale powątpiewał w intencje Hitlera, obawiał się ataku z jego strony lub nawet przygotowywał własną ofensywę przeciw III Nagorski, autor książki 1941. Rok, w którym Niemcy przegrały wojnę podkreśla jednak, że sowiecki dyktator „nie potrafił właściwie ocenić charakteru i toku myślenia” kanclerza III że dowody były wprost przytłaczające, nie dopuszczał do siebie myśli, że Adolf Hitler wbije mu nóż w plecy. „W tej kwestii okazał się bardzo podobny do niemieckiego przywódcy. On też uparcie nie chciał wierzyć w nic, co przeczyło jego życzeniom i poglądom” – zwraca uwagę popularny pisarz i znawca II wojny wszystko wiedząPoważne ostrzeżenie z zagranicy nadeszło już 20 marca 1941 roku. Gdyby potraktowano je z należytą atencją, dałoby Sowietom całe trzy miesiące na przygotowanie obrony!Zobacz także: Zobacz także: Ukryte złoto HitleraPodsekretarz stanu USA Sumner Welles wprost poinformował ambasadora ZSRR w Waszyngtonie, że według danych posiadanych przez jego przełożonych „Niemcy zamierzają zaatakować Związek Sowiecki”.Churchill też ostrzegaTę samą informację w miesiąc później i z jeszcze większą stanowczością przekazał sowieckiej wierchuszce sam ambasador USA w Waszyngtonie. Własną depeszę z ostrzeżeniem wystosował do Stalina nawet Winston Churchill. Wszystko bez dyplomatów działających w otoczeniu Kremla powszechna była świadomość, że Stalin o wiele wyżej ceni słowa Niemców, niż wiadomości płynące ze zgniłego Zachodu. Mało tego. Jak podkreśla Andrew Nagorski w książce "1941. Rok, w którym Niemcy przegrały wojnę", Stalin nie ufał nawet własnym agentom!Sowieccy szpiedzy mają pełne rozeznanieSzpieg stacjonujący w Berlinie już 28 lutego złożył raport, zgodnie z którym „wojna z Rosją została postanowiona na ten rok”.Inne radzieckie misje wojskowe również nadsyłały niepokojące wieści. 13 marca 1941 r. Bukareszt przesłał wypowiedź pewnego niemieckiego majora: „Całkowicie zmieniliśmy nasze plany. Ruszymy na wschód, przeciwko ZSRR. Zdobędziemy zboże, węgiel i ropę, aby móc walczyć dalej przeciwko Anglii i Ameryce”.Według jednego z rumuńskich źródeł „Niemieccy wojskowi są upojeni zwycięstwami i twierdzą, że wojna z ZSRR rozpocznie się w maju”.26 marca Bukareszt dodał, że „rumuński sztab generalny posiada dokładne informacje, iż w ciągu dwóch lub trzech miesięcy Niemcy uderzą na Ukrainę”. Autorzy raportu przewidywali, że uderzenie zostanie skierowane także na państwa bałtyckie w nadziei „na wywołanie tam powstania przeciwko ZSRR” i że Rumunia za wzięcie udziału w wojnie zostanie nagrodzona Besarabią, granicznym terytorium odebranym jej przez Stalin wie swojeWszystkie te doniesienia już wkrótce miały się okazać prawdziwe. Stalin nie zamierzał jednak zmieniać odpowiedzi na raporty, jak podkreśla Andrew Nagorski, „pozbył się Iwana Proskurowa, szefa wywiadu wojskowego, który uparcie ignorował naciski na dostarczanie pomyślnych wieści”.Kamil Janicki – historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny Wielkiej HISTORII. Autor książek takich, jak Damy polskiego imperium, Pierwsze damy II Rzeczpospolitej, Epoka milczenia czy Damy złotego wieku. Jego najnowsza pozycja to Damy przeklęte. Kobiety, które pogrzebały Polskę (2019).Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze od czapy w 1941 nikt nie mógł przewidzieć,że Niemcy przegrają wojnę z sowietami. Wiele zależało od sposobu postępowania z ludnością terenów zajmowanych co było przyczyną klęski nieieckiej. Oba SOCJALIZMY się bardzo kochały. Ten Niemiecki uczył się od Sowieckiego i przerósł mistrza!Niechlujny tekst. Czy ktoś to czytał przed opublikowaniem? Np. takie coś " sam ambasador USA w Waszyngtonie". Ambasador amerykański? W Waszyngtonie?Drogi ałtorze zdecyduj się w jakim języku piszesz!!! Jeżeli piszesz po polsku to piszesz o Związku Radzieckim,chyba że piszesz po rosyjsku to wtedy piszesz o Sowieckim takie zawsze są złożoneSprawy takie zawsze są złożone"Nie niemcy ale Polska to nasza największa zdobycz wojenna"-StalinZastanawia mnie ogromna niewiedza ludzi młodych i nie tylko w Polsce na temat historii i współpracy Niemiec hitlerowskich z w tych szkołach uczą?Przecież jeszcze na wiele lat przed atakiem Niemiec na ZSRR Stalin wysyłał ropę do Niemiec a Wehrmacht ćwiczył swoje wojska na terenach dytatorki są takie też ostrzegają ,że Unia go wykluczy,ale on chcę ją wyprzedzić i sam wykluczy mu się została wymyślona przez wiele krajów celem było pozbycie się nadmiaru ludności A ja mam takie spostrzeżenie. Raz na kilkaset lat nasi dwaj odwieczni wrogowie nie na naszej ziemi ale na ziemi jednego z naszych wrogów gdzieś hen pod Moskwą zaczęli prowadzić totalną wojnę. Niszczono ogromne zasoby młodych ludzi i ogromne ilości sprzętu. Niszczono gospodarki naszych wrogów. No po prostu wygraliśmy los na loteri. Niech mi ktoś powie po jaką cho...rę nasi partyzanci przeszkadzali w tych zmaganiach. Po djabła wysadzali pociągi zamiast odśnierzać tory żeby ten cały potencjał zagłady mógł jechać bez przeszkód gdzieś daleko od naszych granic. Stalin był Gruzinem , nienawidził Słowian - Beria też nie był Rosjaninem i Słowian nienawidził Do : Diakon Frost Ty chyba piszesz swoją historię .....Ale przeginasz jak troll Putina
\n\n \ndlaczego stalin nienawidził polaków
Posłuchaj artykułu. 00:00 / 00:00. 5 marca 1953 roku najważniejszym tematem rozmów Polaków były choroba i śmierć Stalina. Mówiono o tym jednak głównie szeptem albo po alkoholu. N Zniszczenia wojenne były ogromne. Warszawa, przed II wojną światową porównywana do Paryża, zmieniła się w morze gruzów, straciwszy aż 85 proc. zabudowy. O podniesieniu miasta z ruin oficjalnie zdecydowały komunistyczne władze, już 14 lutego 1945 r. tworząc Biuro Odbudowy Stolicy (BOS). Zanim jednak podjęto urzędowe kroki, to sami mieszkańcy zaczęli remontować budynki, które się do tego nadawały. Warszawa miała szansę znów być niemal tak piękna, jak przed wojną, ale zupełnie inną wizję mieli komuniści z Józefem Stalinem na czele. Nie jest tajemnicą, że decyzja o odbudowie Warszawy tak naprawdę zapadła w Moskwie. Z kilofem na fasady Choć Stalin nienawidził Syreniego Grodu, to właśnie on chciał, by wciąż był on polską stolicą i wrócił do życia. Ale nie jako miasto z "burżuazyjną zabudową", a jako nowy, socjalistyczny twór. Jednak nie tylko radzieckim władzom można przypisać winę za zmianę charakteru zabudowy Warszawy. Proces ten zaczął się już przed wojną, kiedy modny stał się modernizm. Jego wielbiciele uważali takie style jak eklektyzm czy secesja za szczyt kiczu. Często się zdarzało, że w imię modernizacji miasta skuwano bogate elewacje kamienic. Po wojnie, ze względu na zniszczenia, z łatwością dało się przebudować całe miasto. "Moderniści" kontra "zabytkowicze" Na szczęście nie wszyscy pracownicy BOS mieli tak radykalne poglądy. Tzw. moderniści, których twarzą był szef biura Roman Piotrowski, ścierali się z "zabytkowiczami" reprezentowanymi przez Jana Zachwatowicza. To właśnie jemu zawdzięczamy odbudowę warszawskiej Starówki i Nowego Miasta oraz ulic Krakowskie Przedmieście i Nowy Świat. Mimo że dziś legendarny wręcz jest rabunek cegieł przywożonych do Warszawy ze zrujnowanych Ziem Odzyskanych, to władza ukuła hasło "Cały naród buduje swoją stolicę" i właśnie jako wspólny wysiłek Polaków odbudowa miasta jest do dziś postrzegana. Kamienice i pałace do piachu Obecnie tylko miłośnicy Warszawy wiedzą, że jej odbudowa wiązała się ze zniszczeniem co najmniej kilkuset mieszczańskich kamienic nadających się do odbudowy, ale niepasujących do nowej koncepcji, szczególnie po zadekretowaniu w 1949 r. socrealizmu, którego najjaskrawszym przykładem, oprócz PKiN, jest Marszałkowska Dzielnica Mieszkaniowa. W jej miejscu wznosiły się przed wojną siedziby najbogatszych warszawskich kupców, jak choćby przepiękny Dom pod Syrenami. Do nowego wizerunku nie pasowała też obłędna Filharmonia Warszawska. Choć spłonęła już w 1939 r., to nadawała się do odbudowy, ale zamiast niej wzniesiono socrealistyczną Filharmonię Narodową. Wśród wartościowych budynków, których nie odbudowano, można wymienić choćby zastąpione skwerami pałac Badenich czy czerwony pałac Branickich, Wielką Synagogę (dziś wznosi się tu 120-metrowy wieżowiec) oraz wille Wernickiego i Lilpopa zastąpione budynkiem ambasady USA. Podstępy Zachwatowicza Sam Zachwatowicz często musiał używać podstępów, aby odbudować dany obiekt. Tak było choćby z murami obronnymi na Starówce, których komuniści nie chcieli, bo bali się, że będą służyły za schronienie spiskowcom. Zachwatowicz argumentował, że bez murów świetnie widoczne staną się odbudowane staromiejskie kościoły, czego władza chciała uniknąć. Co ciekawe, wiele kamienic istnieje po dziś dzień tylko dlatego, że zajęli je partyjni urzędnicy. Mówili oni, że nie przyłożą ręki do "akcji niszczenia Warszawy". Sam Bolesław Bierut na początku lat 50. zatrzymał wyburzenia "modernistów" słowami: "Jak tak dalej pójdzie, tylko Stare Miasto nam zostanie". Jak więc widać, choć Polska stolica uchodzi za przykład powojennej odbudowy, to równie dobrze można ją określić mianem nieodbudowanej. Pałac Brühla W cieniu Pałacu Saskiego wznosił się oszałamiający wręcz pałac Brühla. Rokokowa rezydencja w XVIII w. należała do Henryka Brühla, wpływowego pierwszego ministra i faworyta króla Augusta III. W 1932 r. doskonałej przebudowy gmachu dokonał architekt Bohdan Pniewski na potrzeby ówczesnego MSZ, którego siedziba mieściła się w pałacu tuż przed wojną. Budynek wysadzono wraz z Pałacem Saskim i wraz z nim ma szansę zostać odbudowany. Teraz w jego miejscu znajduje się niezagospodarowana działka. Pałac Kronenberga "Oto pomnik mojej głupoty" - miał powiedzieć Leopold Kronenberg, obrzydliwie bogaty XIX-wieczny finansista, kiedy świat ujrzał jego warszawską siedzibę. Oszałamiający eklektyczny pałac stanął przy dzisiejszym pl. Małachowskiego i był koszmarnie drogi - budowa kosztowała okrągły milion rubli w złocie. Pałac został wypalony w 1939 r., ale jego doskonale zachowane mury rozebrano dopiero w latach 60.! Dziś w jego miejscu widzimy zachodnią ścianę modernistycznego Hotelu Sofitel, dawna Victoria. Pasaż Simonsa i ul. Nalewki Nalewki są przykładem zagłady całej ulicy. Przez lata stanowiły tętniący życiem fragment dzielnicy żydowskiej, po powstaniu w getcie z 1943 r. były doszczętnie zniszczone. Nie zdecydowano się na ich odbudowę, teraz znajduje się tu park i pusta ul. Bohaterów Getta. Jednym z ciekawszych budynków był duży dom handlowy zwany Pasażem Simonsa. Obecnie nie ma po nim śladu. W 2011 r. pojawił się projekt jego odbudowy, jednak tylko lekko nawiązujący do przedwojennego budynku. Pałac Saski Pałac Saski to sztandarowy symbol Warszawy niedobudowanej. Przed wojną jego imponująca kolumnada zachwycała warszawiaków. Powstała w miejsce XVII-wiecznego pałacu należącego do królów Augusta II i III, którego skrzydła przebudowano w stylu klasycystycznym. W XIX w. jedno z mieszkań zajęli, wraz z maleńkim synem, rodzice Fryderyka Chopina. W 1925 r. w centralnej części kolumnady umieszczono Grób Nieznanego Żołnierza, który został oszczędzony przez hitlerowców podczas wysadzenia pałacu w 1944 r. i istnieje do dziś. Obecnie trwa dyskusja nad odbudową pałacu. Mógłby się w nim mieścić nowy warszawski ratusz. Dom Towarzystwa Ubezpieczeniowego "Rosja" Brak Domu Towarzystwa Ubezpieczeniowego "Rosja" to jedna z bardziej dotkliwych strat w kamienicznej tkance Warszawy. Bogato zdobiony budynek przy ul. Marszałkowskiej wzniesiono w ostatnich latach XIX w. Łączył funkcje biurowe i mieszkalne. W 1944 r. został spalony przez Niemców, jego mury rozebrano do I piętra. Pozostałości gmachu zostały wkomponowane we wnętrza nowego budynku tzw. Dom pod Sedesami, zupełnie niepodobnego do imponującego poprzednika. Obecnie w jego miejscu planuje się budowę nowego biurowca, przez co znikną najpewniej pozostałości "Rosji". Archikatedra św. Jana Chrzciciela Powojenna katedra tak się zrosła z Warszawą, że mało kto pamięta, iż przed 1939 r. wyglądała zupełnie inaczej. Wygląd średniowiecznej fasady kościoła nie jest znany, wiadomo, że w baroku przebudowano ją według ówczesnej mody, ale wystrój ten został w XIX w. zastąpiony zupełnie nową kreacją w stylu neogotyku angielskiego. Po II wojnie światowej prof. Jan Zachwatowicz zaprojektował autorski, nigdy nieistniejący front katedry, nawiązujący do gotyku nadwiślańskiego. Możemy go podziwiać do dziś. Kamienica Taubenhausa Olbrzymi neogotycki budynek w Al. Ujazdowskich powstał na zlecenie kamienicznika Matiasa Taubenhausa. Mieściły się w nim luksusowe apartamenty na wynajem. Jeśli ktoś miał tam mieszkanie, jasne było, że należy do śmietanki towarzyskiej przedwojennej Warszawy. Kamienica została uszkodzona podczas działań wojennych, ale nadawała się do odbudowy. Niestety, na początku lat 50. XX w. ją rozebrano, tworząc skwer, który jest tam po dziś dzień. Zobacz: Tak ZATONĄŁ Titanic. Oto największe tajemnice [GALERIA]
czym była ta niechęć, dlaczego powstała, jakie formy przyjmowała na przestrzeni dziejów i ja-kie były jej konsekwencje. Niezwykle ważne jest także poznanie, chociaż w zarysie historii i kultury Żydów. Kim byli, gdzie mieszkali, czym się trudnili, na czym polegała ich odrębność kulturowa i religijna?
Już w najbliższy piątek o godz. w Przystanku Historia IPN odbędzie się prezentacja najnowszej książki Piotra Zychowicza. Uczestnicy spotkania będą mieli okazję wysłuchać debaty pomiędzy autorem "Sowietów" i prof. Nikołajem Iwanowem. Dyskusję poprowadzi historyk Piotr Dmitrowicz. "Sowieci" to druga po bestsellerowych "Żydach" książka z cyklu Opowieści niepoprawne politycznie. Autor stawia w niej tezę, że bolszewizm był gorszy od nazizmu, a Stalin gorszy od Hitlera. I na potwierdzenie tej tezy ma mocne argumenty. Piotr Zychowicz opisuje zapomniane bestialskie zbrodnie popełnione przez Sowietów oraz wojnę wywiadowczą między II RP a ZSRS. W "Sowietach" znalazły się też opowieści o wielkich prowokacjach KGB i krwawych wewnętrznych czystkach, o gwałcicielach z Armii Czerwonej i kanibalach z łagrów GUŁagu. Autor rozprawia się również z mitami „wielkiej wojny ojczyźnianej”, które stanowią fundament polityki historycznej współczesnej Rosji. 2 grudnia -2016, godz. Przystanek Historia IPN ul. Marszałkowska 21/25, Warszawa Zapraszamy! Źródło: Przystanek Historia IPN .
  • mo2jglb4jo.pages.dev/669
  • mo2jglb4jo.pages.dev/32
  • mo2jglb4jo.pages.dev/974
  • mo2jglb4jo.pages.dev/587
  • mo2jglb4jo.pages.dev/135
  • mo2jglb4jo.pages.dev/881
  • mo2jglb4jo.pages.dev/412
  • mo2jglb4jo.pages.dev/620
  • mo2jglb4jo.pages.dev/440
  • mo2jglb4jo.pages.dev/995
  • mo2jglb4jo.pages.dev/532
  • mo2jglb4jo.pages.dev/735
  • mo2jglb4jo.pages.dev/350
  • mo2jglb4jo.pages.dev/357
  • mo2jglb4jo.pages.dev/913
  • dlaczego stalin nienawidził polaków